DueSouth.org - nieoficjalna, polska strona serialu Due South (Na południe)   DueSouth.org - nieoficjalna, polska strona serialu Due South (Na południe)

Menu
Strona główna
Obsada
Epizody
Muzyka
Galeria
Download
Fanfiction
Forum
FAQ
Linki
Księga gości
Redakcja


Awans

Pewnego dnia pojawiła się u nas Sakson z wyraźnie zadowolona miną i nic nie mówiąc wręczyła nam list. Po jej odejściu Alwin otworzył list i zaczął czytać na głos.

Szanowni Constable

Megan i Alwinie Lamont. Z całym szacunkiem chcielibyśmy poinformować was, że wasza sława dotarła i tu. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw postanowiliśmy nagrodzić was awansem. W tym celu prosimy o szybkie przybycie do Toronto. Podpisano Super Nitendend insp. Feliks McGregor

Kiedy skończył czytać spojrzał na mnie... Jeszcze tego samego wieczoru ruszyliśmy do Toronto. Po kilku dniach dotarliśmy na miejsce. Czekał tam na nas młody konny z para koni. Wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy w stronę Kwatery Głównej. Po godzinie byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka i przez bardzo długi czas szliśmy długim korytarzem. Nagle zatrzymaliśmy się przed jakimiś drzwiami. Konny zapukał i wszedł do pokoju. Po chwili zwrócił się do nas - Proszę wejść! W pokoju czekał na nas Super Nitendend Inspektor Feliks McGregor. Kiedy tam stałam serce waliło mi jak młot. Stałam bowiem przed człowiekiem, który w hierarchii RCMP był zaraz po Bogu. I oto ja dostąpiłam zaszczytu stania przed McGregorem i patrzenia mu w oczy. Starałam się wiec mieć spokojna twarz, kiedy stalowy wzrok inspektora spoczął na mnie. - Posłuchajcie mnie dzieci - rzekł. Jestem dumny, że już jutro was odznaczę. Dzisiaj chciałbym zatem byście odpoczęli. Po tych słowach odwrócił się, podszedł do biurka i otworzył szufladę. Po czym wyjął z niej fajkę, nabił ją tytoniem i zaczął ja palić. W kilka chwil później McGregor przywołał jednego z konnych i nakazał mu zaprowadzić nas do najlepszych pokoi. Pożegnawszy inspektora ruszyliśmy za konnym. W jakiś czas później spaliśmy już kamiennym snem.

Następnego dnia rano, po przebudzeniu się zobaczyliśmy wiszące na szafie dwa wspaniałe, wyczyszczone mundury, obok których stały dwie pary brązowych, błyszczących, wysokich butów. Mimo, że mundur ten nie był dla nas czymś nowym, teraz był czymś więcej niż tylko policyjnym uniformem. Dzisiaj był bowiem symbolem naszej dumy. Dumy z tego, że jesteśmy Konnymi Policjantami.

Zeszliśmy więc na dół na śniadanie. Po posiłku rozpoczęła się ceremonia. 2456 funkcjonariuszy ruszyło w stronę sali ćwiczeń. Tam czekał już na nas Super Nitendent. Inspektor przemówił : Dzisiaj 11 marca jest najważniejszym dniem dla całej Królewskiej Kanadyjskiej Policji Konnej. Dzisiaj właśnie mam przyjemność i zaszczyt awansować dwoje dzielnych ludzi, którzy są dumą RCMP. Duma ta jest podwójna a nazywa się Lamont. Proszę teraz tych dwoje o podejście. Weszliśmy zatem na podium stanęliśmy obok McGregora. Ten zwrócił się do stojącego z tyłu constabla - Proszę o stopnie. Młody kapral w odpowiedzi podszedł bliżej i podał inspektorowi aksamitną poduszkę na której leżały stopnie. Powiedział: Megan Lamont proszę o podejście. Na te słowa postąpiłam ku inspektorowi, który zwrócił się do mnie: Constablu Megan Lamont mam zaszczyt awansować cię na kaprala. Jednocześnie przypiął mi do prawego ramienia stopień kaprala. Ten sam rytuał powtórzył w stosunku do Alwina. Tyle tylko, że Alwin otrzymał nominację na stopień sierżanta. Po ceremonii wszyscy udaliśmy się na stołówkę, gdzie odbyło się przyjęcie na naszą cześć. My jednak wymknęliśmy się cicho na taras by ucieszyć się wspólnie tą chwilą. Staliśmy tak objęci na tarasie. Potem jego usta dotknęły moich. Modliłam się by ta chwila trwała wiecznie.



Triumf McDowela

Od czasu jak nas awansowano minął rok. Szczerze mówiąc nic takiego co byłoby warte opisania się nie wydarzyło. Aż do owej daty 12 sierpnia. Dzień ten zaczął się jak każdy inny. Ja i Lamont po prostu wykonywaliśmy nasze obowiązki i właśnie w tym celu przybyliśmy na Yukon. Gdy szliśmy tak przez lasy Yokonu nagle coś zaniepokoiło Leniego. Pochylił się nad śniegiem w którym odciśnięte były czyjeś ślady. - Megan! - zawołał. Znalazłem coś i wydaje mi się, że to są ślady naszego starego znajomego McDowela. Spójrz.... i wskazał na śnieg. Przypaczyłam im się dokładnie co pozwoliło mi przyznać rację Alwiemu. - Co ty na to byśmy złapali drania, zapytał z uśmiechem. Nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam do przodu. To wystarczyło by Alwin odczytał to jako moją zgodę. Po chwili znaleźliśmy się na polanie leżącej w środku stromych skał. Tutaj czekał na nas McDowel. Alwin krzyknął do niego: Sierżancie McDowel w imieniu RCMP jesteś aresztowany! McDowel nic sobie jednak z tego nie zrobił tylko stał spokojnie. Patrzcie kogo my tu mamy - rzekł w końcu - Megan Fraser, a ten u licha co za jeden - spytał śmiejąc się szyderczo.

Jeśli chcesz wiedzieć to mój mąż - odparłam - sierżant Alwin Lamont, i dobrze ci radzę poddaj się McDowel, bo i tak nie uciekniesz sprawiedliwości. - To się jeszcze okaże, rzucił krótko i dobył nóż. Doskoczył ku mnie! Alwi widząc co się dzieje przyszedł mi z pomocą. W tym samym momencie McDowel obrócił się i zadał śmiertelny cios Alwiemu, który osunął się na ziemię. Rzuciłam się na McDowela. W ataku furii, wrzeszcząc zabiję! Bóg mi świadkiem, że cię zabiję nie byłam jednak w stanie niczego zrobić. McDowel nie zwracając uwagi na moje słowa powiedział: - To koniec Megan. Jeśli nie mogę cię mieć to żaden nie będzie cię miał. Wtedy ranił mnie nożem w nogę. Sam uciekł a ja osunęłam się na ziemię



Cudowne ocalenie

Po przebudzeniu okazało się, że jestem w szpitalu. Zaraz powiadomiono mnie, że Alwin przeżył i rana nie była wcale tak groźna jak by się wydawało. Ja jednak wkopałam się strasznie, gdyż moja rana eliminowała mnie na kilka miesięcy ze służby. Po kilku tygodniach pobytu w szpitalu Lamont i Luna zabrali mnie do Columbii Brytyjskiej, do chaty stojącej nad rzeką. Miałam tam dochodzić do siebie. Był to jednak proces trudny i długotrwały, mimo ze tych dwoje na nic mi nie pozwalało. Moim jedynym zadaniem było odpoczywać.

Pewnego razu powiedziałam do Albina - Wiesz co strasznie się nudzę, czy możesz cos na to poradzić? - Ależ oczywiście kapralu - odpowiedział i szybko wyszedł z pokoju. Gdy wrócił w ręku trzymał gitarę. Zaraz potem zaczął na niej grać. Siedziałam na łóżku i słuchałam jak spod strun wydobywa się piękna melodia.

Po chwili do chaty wszedł Alwi, Albin przestał grać. - Nie przerywaj Elwis, powiedział Alwi Trzeba bowiem dodać, że Albin miał niesamowicie ładny głos, właśnie bardzo podobny do głosu Presleya.

Po ponad roku wróciłam na służbę i znowu zaczęłam ścigać McDowela. W końcu znalazłam go i aresztowałam. Kiedy nakładałam mu kajdanki on spokojnie i pewnie powiedział: Megan jeśli myślisz, że wygrałaś to się grubo pomyliłaś. Jeszcze cię dostanę Lamont!

Ja jednak nie brałam już jego słów poważnie.



Kwiat Dalekiej Północy

Nareszcie zapanował spokój. McDowel siedział w więzieniu, my zaś dostaliśmy urlop i nareszcie mogliśmy spędzić trochę czasu ze sobą. Któregoś dnia kiedy sprzątałam obejście usłyszałam krzyk. Po drodze biegła indiańska dziewczyna. Kiedy dziewczyna była już na wysokości chaty zatrzymała się a ja zaprosiłam ją do środka. Jak zauważyłam nieco później Indianka była w ciąży. Usiadłyśmy na tapczanie. Kiedy już się trochę uspokoiła spytałam po indiańsku: Niech że mi moja indiańska siostra powie co się stało. Ona spojrzała na mnie i rzekła. - Nazywam się Kwiat Dalekiej Północy. Jeśli ty jesteś kapral konny to ty dzisiaj być smutna, bo ja znalezc twój konny mąż, który być bardzo ranny. Jego duch odejść wkrótce do Wielkiego Ducha na wieczny posterunek. Słowa te uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Porwałam tylko apteczkę i wybiegłam na dwór. Wsiadłam na konia, którego dostałam od Alwiego i pocwałowałam w kierunku wskazanym przez Indiankę.

Alwi leżał na drodze, był ranny. Musiałam działać szybko. Zrobiłam prowizoryczne nosze i delikatnie chociaż z wielkim trudem położyłam na nich Alwiego. Ruszyliśmy w powrotną drogę. W chacie czekała na nas cały czas Indianka. Pomogła mi wnieść sierżanta do środka, a potem ułożyć go na tapczanie. Potem przygotowała wywar ze znanych tylko sobie ziół i zrobiła okład Lamontowi. Tak minęły następne tygodnie. Pomoc Indianki okazała się w tych warunkach niezbędna. Kiedy ja polowałam i rąbałam drewno ona opiekowała się wytrwale moim Alwim. Któregoś dnia, kiedy po powrocie z polowania oporządzałam konia usłyszałam za sobą czyjś jeszcze słaby głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się najcudowniejszy widok. Oto przede mną stał Alwi, uśmiechnięty i zdrowy. Nie mogłam się opanować . Rzuciłam uzdę i powiedziałam groźnie: - Słuchaj sierżancie, czy to ładnie straszyć swojego kaprala? Alwin spuścił oczy jak dziecko, które zrobiło cos złego. Widząc to powiedziałam: - Ty głuptasie! Przecież ja się w ogóle nie gniewam. Po czym zbliżyłam się do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję. Zaczęłam zasypywać go pocałunkami. Kwiat Dalekiej Północy stała na progu domku i przyglądała nam się bacznie.



Narodziny

Dwa miesiące później Kwiat Dalekiej Północy miał urodzić swoje pierwsze dziecko. Uznałam więc, że mimo polepszenia stanu zdrowia Alwiego, lepiej będzie jeśli ona z nami jeszcze trochę zostanie, przynajmniej do rozwiązania. I tak nie miała się dokąd udać gdyż jej lud został zmasakrowany. Nadszedł dzień rozwiązania.

Którejś nocy obudził nas krzyk. Krzyk ten dochodził z sypialni Kwiatu Dalekiej Północy. Nie czekałam ani chwili dłużej, pobiegłam do niej. Co się stało? - spytałam cicho. - Zaczęło się, odparła z przejęciem Indianka.

W tej samej chwili do pokoju wszedł ubrany już Lamont. - Meg, co się stało? Spytał. Ona zaczęła rodzić - odparłam. Na te słowa Alwin powiedział łagodnym lecz rozkazującym tonem: - Meg przynieś gorącą wodę i prześcieradła. Natychmiast wykonałam polecenie Lamonta i pobiegłam po wodę i prześcieradła. W tym czasie Alwin przygotowywał Indiankę do porodu. Był w tym fachowcem, gdyż zanim został funkcjonariuszem Królewskiej Konnej studiował położnictwo. Po kilku minutach wróciłam ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami. Alwin nakazał mi usiąść u wezgłowia łóżka i co jakiś czas ocierać czoło Indianki zwilżoną gazą.

To były bardzo długie trzy godziny. Lecz kiedy usłyszałam płacz nowonarodzonej istotki zapomniałam o tym długim czasie wyczekiwania i bólu. To ja odebrałam dziecko i zawinęłam je w prześcieradła. - To dziewczynka szepnęłam do mocno zmęczonej, ale bardzo szczęśliwej matki, kiedy podawałam jej małe, płaczące zawiniątko. - Tak, to dziewczynka, powtórzyła Indianka, po czym uśmiechnęła się do mnie i Alwiego.



Obietnica dana Kwiatu Dalekiej Północy

Od porodu minęło trzy dni. Matka nie czuła się jednak dobrze, dostała ciężkiego zapalenia płuc. Z dnia na dzień było co raz gorzej. Pewnego dnia Indianka wezwała mnie i Alwiego do siebie. Cichym głosem zwróciła się do stojącego bliżej łóżka Alwiego: Niechaj mój biały brat Horse - Wen Posłucha. Ja Kwiat Dalekiej Północy być bardzo wdzięczna, że mój brat pomóc przyjść na świat moja córka. Mój brat wie tez, że niedługo moja dusza odejdzie do Wielkiego Ducha. Przedtem jednak chciałabym aby moja córka nie miała smutnego życia, ale znalazła rodzinę. Przemyślałam już wszystko i chcę bardzo abyś ty i twoja żona przysięgli na Wielkiego Ducha, że zaopiekujecie się moją córką. Nagle przestała mówić. Ja i Alwi uklękliśmy i nie zastanawiając się powiedzieliśmy podnosząc prawą rękę: - Przysięgamy na honor RCMP, że nie tylko zaopiekujemy się twoją córką i wychowamy ją jako własną. Po tych słowach powstaliśmy z klęczek.

Kilka godzin później dusza Kwiatu Dalekiej Północy odeszła do Wielkiego Ducha.



McDowel - Ostateczne Spotkanie

Następnego dnia odbył się pogrzeb Indianki. Alwin pochował ją z tyłu naszego domu. Kiedy wrócił do chaty ja chodziłam w te i z powrotem z kwilącym dzieckiem na rękach. Po chwili Alwin rzekł do mnie: Mam dla ciebie niespodziankę. Na progu stała drewniana kołyska. Alwin wyszedł jeszcze na chwilę po czym wrócił z dwoma pakunkami. Położył je na tapczanie i rozpakował. Moim oczom ukazał się materacyk i pościel, które zaraz znalazły się we właściwym sobie miejscu przeznaczenia, to jest w kołysce. Teraz mogłam do tak zaścielonego łóżeczka położyć małą. W tym samym czasie rozległo się pukanie do drzwi. Alwin poszedł je otworzyć. W drzwiach ukazał się Constabl Albin Lune. - Alwin! McDowel uciekł z więzienia i ruszył w stronę lasów Alberty. Albin Wyszedł. Kiedy spytałam Alwiego co się stało, powtórzył mi słowa Lune. Bezzwłocznie zapakowaliśmy nasze rzeczy na sanie i wraz z dzieckiem wyruszylismy w drogę do Alberty. Po przybyciu na miejsce skierowaliśmy się do Fortu Alberta. Na miejscu zostaliśmy owacyjnie powitani przez Konnych kadetów. Uspokoił ich dopiero rozkazem sierżant Lamont. Constable dzisiaj jest wasz wielki dzień - rzekł do nich. Jak już wiecie McDowel uciekł z więzienia. Naszym zadaniem wobec tego jest go schwytać a jeśli trzeba to nawet zabić. Teraz posłuchajcie jaki jest plan. Rozpoczęło się omawianie planu. Oddział został podzielony na dwie grupy. Pierwsza została w Forcie w celu przypilnowania naszego dziecka. Druga wyszła z nami i tak przygotowani ruszyliśmy w pościg za McDowelem. Przez kilka następnych tygodni przeszukiwaliśmy lasy Alberty. Poszukiwania trwały do momentu kiedy na pewnym obszarze znaleźliśmy dziko stojącą chatę. Według naszych podejrzeń miał się w niej znajdować McDowel. Utworzyliśmy kordon, który okrążył chatę. Dopiero po kilku ładnych godzinach czekania drzwi otworzyły się i stanął w nich McDowel. Na to czekał kapral Carter - W imieniu RMCP jesteś aresztowany - krzyknął. Nie masz wyboru musisz się poddać. Jesteś otoczony. Na te słowa McDowel wbiegł z powrotem do chaty, wybił szybę w oknie i zaczął przez nią do nas strzelać. My również nie pozostaliśmy dłużni. Kiedy trwała wymiana ognia zobaczyłam, że McDowel ucieka. Nie czekając ani chwili wsiadłam na konia i ruszyłam za nim. Kiedy zaczęłam go doganiać, wyjęłam z kieszeni bale i rozkręciwszy ją rzuciłam nią w stronę sierżanta. Bala dosięgła celu, i to tak, że powaliło go na ziemię. Wystarczyło go tylko skrępować. McDowel został oddany w ręce sprawiedliwości. Po wszystkim odwróciłam się i spojrzałam na zaśnieżone, górskie szczyty. - Nareszcie koniec - pomyślałam.



Kanadyjska miłość

No cóż. McDowel ponownie trafił do więzienia. Tym razem na długo.

Co do mnie i Lamonta to nasza trójka miała się w najbliższym czasie powiększyć o jeszcze jedną osobę. Dlatego też postanowiliśmy wrócić nad rzekę Frasera.

Lune i Carter pożenili się. Wkrótce też dostaliśmy list od Sakson., która pisała, że również wyszła za maź za McGregora. To już wszystko co byłoby godne opisania. A jeśli zajmiemy się znowu jakąś sprawą to was o tym poinformujemy.


««  1 2 3  »»